Chodzi nie o prawdę, ale o stworzenie atmosfery uzasadniającej twardy kurs polityki Waszyngtonu wobec Moskwy Sprawy zagraniczne zazwyczaj odgrywają drugorzędną rolę w prezydenckiej kampanii wyborczej w USA. I tak jest również w tym roku, trudno jednak nie zauważyć ich instrumentalnego wykorzystania w realizowaniu doraźnych celów politycznych czy to rządu Stanów Zjednoczonych, czy głównych pretendentów do fotela prezydenckiego – republikanina Donalda Trumpa i demokratki Hillary Clinton. Amerykańsko-rosyjskie stosunki polityczne od kilku lat są napięte. Waszyngton to główny inicjator sankcji nałożonych na Rosję za jej politykę wobec Ukrainy. Również porozumienie obu mocarstw w sprawie Syrii jest kruche i osłabiane wzajemnymi oskarżeniami. Nic więc dziwnego, że rząd amerykański wykorzystuje obecną kampanię wyborczą, by uzasadnić swoją twardą politykę wobec Rosji. Sekretarz stanu John Kerry ostrzega Rosję przed ingerencją w kampanię, choć przyznaje, że Rosja „nie ma zdolności do wpływania na wybory amerykańskie”. Również sekretarz obrony Ash Carter ostrzegł Rosję przed ingerencją w amerykański demokratyczny proces wyborczy. Senator Jeanne Shaheen, demokratka z New Hampshire, zażądała przesłuchań senackiej Komisji Stosunków Międzynarodowych w sprawie zbadania ingerencji Rosji w proces wyborczy w USA. Amerykańskie służby specjalne podały do wiadomości, że badają różne tajne operacje rosyjskie, które mogą świadczyć o próbach wpływania na wynik amerykańskiej kampanii wyborczej. Na razie nie przedstawiono niepodważalnych dowodów ingerencji Rosji w kampanię prezydencką. Ale w tej kampanii chodzi nie o prawdę, lecz o stworzenie atmosfery uzasadniającej twardy kurs Waszyngtonu wobec Moskwy i politykę sankcji. Rosyjski rząd z kolei odrzuca wszystkie oskarżenia o ingerencję w amerykański proces wyborczy i konsekwentnie powtarza, że „zachowuje neutralne stanowisko” wobec pretendentów do fotela prezydenckiego. A jak zachowują się wobec Rosji główni rywale w walce o prezydenturę: Hillary Clinton i Donald Trump? W przeciwieństwie do Trumpa pani Clinton wykazuje większą powściągliwość w ocenie polityki rosyjskiej. Tuż przed ustąpieniem ze stanowiska sekretarza stanu w 2012 r. zalecała prezydentowi Obamie prowadzenie wobec Rosji twardszej polityki. Jako kandydatka na prezydenta w czasie kampanii wyrażała troskę w związku z możliwością ingerencji Rosji w wybory, ale nie przytoczyła żadnych dowodów. 5 września wygłosiła w miejscowości Moline w stanie Illinois przemówienie prawie w całości poświęcone zarzutom o ingerencję w amerykańskie wybory prezydenckie. Sugerowała wówczas, że Moskwa widzi w zwycięstwie Donalda Trumpa czynnik osłabiający i destabilizujący Stany Zjednoczone, co ma być korzystne dla Rosji. Jako przykład podała włamanie rosyjskich hakerów w lipcu 2016 r. do skrzynki pocztowej Komitetu Krajowego Partii Demokratycznej. Trump zaapelował wówczas do Rosjan o ujawnienie zawartości skrzynki: „Rosjo, jeśli mnie słuchasz, mam nadzieję, że jesteś w stanie znaleźć 30 tys. mejli, których brakuje”. Riposta zdegustowanej tym apelem Hillary Clinton była zdecydowana: „Nigdy dotąd nie mieliśmy kandydata głównej partii, który zachęcał Rosjan do włamywania się do naszych skrzynek (…). Chcę, aby każdy demokrata, republikanin czy niezależny zrozumiał, jakie stanowi to zagrożenie”. Kiedy dziennikarz zapytał panią Clinton, czy działania Rosji oznaczają wojnę cybernetyczną, odpowiedziała: „Nie lubię używać słowa wojna”. W trakcie kampanii Hillary Clinton podkreślała, że zagraniczni wrogowie Stanów Zjednoczonych, którzy mają nadzieję, że Trump zwycięży, chcą doprowadzić do osłabienia Ameryki. Kilka godzin po spotkaniu Obamy z Putinem, w czasie konferencji G-20 w Hangzhou w Chinach, skrytykowała prezydenta Rosji za włamanie hakerów do skrzynki Komitetu Krajowego Partii Demokratycznej. Obciążyła również Rosję i Iran winą za odmowę wywarcia presji na prezydenta Asada w celu rozwiązania konfliktu w Syrii. Ostro krytykowała też Trumpa za jego, a także jego doradców i członków sztabu wyborczego, związki z Rosją i rosyjskim biznesem. Chodziło jej o Paula Manaforta i Cartera Page’a. „New York Times” podał, że Manafort, szef sztabu wyborczego Trumpa, mógł otrzymać 12,7 mln dol. w gotówce za doradzanie prorosyjskiemu prezydentowi Ukrainy Wiktorowi Janukowyczowi, czemu Manafort stanowczo zaprzecza. Natomiast Page, doradca Trumpa ds. międzynarodowych, przez kilka lat pracował dla Gazpromu. Sam Trump kilkakrotnie wypowiadał się pozytywnie o Putinie. Wyrażał uznanie dla jego silnego przywództwa (strong leadership) i ważnego miejsca rosyjskiego prezydenta w międzynarodowej dyplomacji. W 2014 r. twierdził, że rozmawiał „pośrednio i bezpośrednio” z Putinem, który nie szczędził mu uprzejmości. W 2007 r. Trump chwalił publicznie Putina za to, że „odbudował kraj” i że „dobrze wykonuje swoją robotę, znacznie lepiej niż nasz Bush” (prezydent George W. Bush – „Putin – powiedział – sprawuje bardzo silną kontrolę nad krajem, nawet jeżeli jest to sprzeczne z zasadami demokracji amerykańskiej”. Trump twierdzi, że Putin to polityk, z którym może bardzo dobrze współdziałać (would get along very well). W trakcie kampanii wyborczej sugerował, że może uznać rosyjskie roszczenia do Krymu i zrezygnować z sankcji wobec Rosji. „Mieszkańcy Krymu z tego, co słyszałem – mówił w lipcu 2016 r. – wolą raczej być z Rosją niż tam, gdzie byli poprzednio… Ukraina jest w stanie chaosu”. Trump wyrażał również wątpliwość, czy NATO powinno pomóc Estonii, jeżeli zostanie zaatakowana przez Rosję. Wszak – jak się wyraził – „to tylko przedmieście Sankt Petersburga”. Donald Trump jako biznesmen utrzymywał od 1988 r. kontakty biznesowe z Rosją. W 2013 r. organizował w Moskwie konkurs Miss Universe. Promował wódkę Trump Super Premium. Rosjanie współfinansowali niektóre jego inwestycje, w Toronto oraz hotele na Manhattanie. Jako kandydatowi na prezydenta niezręcznie mu się przyznawać do kontaktów gospodarczych z Rosją. Dlatego 26 lipca 2016 r. napisał na Twitterze: „Ogłaszam oficjalnie: nie prowadzę żadnych interesów w Rosji”. Zaprzecza również, jakoby był „kandydatem Rosji” w wyborach prezydenckich. Autor jest profesorem w Akademii Finansów i Biznesu Vistula, byłym posłem na Sejm (1993-2001) i byłym marszałkiem Senatu (2001-2005) Podobne wpisy Napisz komentarz Strona internetowa korzysta z plików cookie w celu gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu. Szczegółowe informacje znajdziesz w polityce Czytaj więcej
Litewskie wojsko zostało zaangażowane w proces wyborczy na Wileńszczyźnie – alarmuje Akcja Wyborcza Polaków na Litwie – Związek Chrześcijańskich Rodzin. Obywatele Litwy mogli w niedzielę wybrać merów swoich samorządów tam, gdzie konieczna było do tego druga tura.
Większość spośród 50 amerykańskich stanów oraz dystryktu Kolumbii konsekwentnie opowiada się po stronie Republikanów lub Demokratów. Wyjątkiem są „stany niezdecydowane”, o które kandydaci toczą zazwyczaj największą walkę. W tym roku jest ich wyjątkowo dużo. Zachodnie stany (np. Kalifornia, Oregon), a także północno-wschodnie wybrzeże (przede wszystkim Nowy Jork), to bastiony Demokratów. Za Republikanami opowiadają się natomiast mieszkańcy większości stanów środkowej części kraju, w tym Montany, Kansas, Luizjany, Missisipi, Oklahomy czy Utah. Czym są swing states? Oprócz „zdecydowanych” stanów są jednak także swing states, w których wygrana Demokraty lub Republikanina nie jest z góry przesądzona. Swing states w odróżnieniu od bastionów partyjnych mają populację wyborców, którzy są wyraźnie podzieleni politycznie. Zwycięstwo w „stanach wahających się” zazwyczaj zapewnia wygraną w wyborach prezydenckich. Niezdecydowane stany często zwane są także „fioletowymi” (ang. „purple states”), od nazwy koloru, który powstaje poprzez zmieszanie czerwieni z błękitem (kolorów partii Republikańskiej oraz Demokratycznej), a także jako „battleground states”, czyli stany, będące polem walki. Skąd się wzięły „niezdecydowane” stany? Występowanie swing states wynika bezpośrednio z systemu głosowania w Stanach Zjednoczonych. Wybory w USA są pośrednie, a nie bezpośrednie jak np. w Polsce. Oznacza to, że to nie idący do urn wyborcy bezpośrednio wybierają głowę państwa, a robi to w ich imieniu inne ciało. W przypadku Stanów Zjednoczonych jest to Kolegium Elektorskie. Wyborcy głosują na elektorów. Wiedzą jednak, którego kandydata dany elektor będzie popierał. Ekspert waszyngtońskiego think-tanku Brookings Institution John Hudak wskazuje, że początek ogromnemu znaczeniu stanów w amerykańskim systemie dały wybory w 1800 r., gdy o prezydencki fotel ostro rywalizowali Aaron Burr i Thomas Jefferson. Jak wyjaśnia Hudak, od tego czasu poszczególne stany zaczęły przywiązywać szczególną uwagę do skrupulatnego i wolnego od pomyłek czy fałszerstw procesu zbierania i liczenia głosów. „Z czasem wiedziano już, za kim opowiadają się w danych wyborach mieszkańcy poszczególnych stanów, co doprowadziło do zaostrzenia rywalizacji (kandydatów o głosy w tych stanach – red.)”, mówi ekspert. David Schultz, jeden z redaktorów książki „Presidential Swing States”, tłumaczy, że tradycja „wahających się” stanów sięga korzeniami lat 60. XIX wieku, a jej początki związane są z kwestią niewolnictwa i wybuchem wojny secesyjnej (1861-1865). Zjawisko swing states Schultz łączy z powstaniem Partii Republikańskiej w 1854 r. w Wisconsin, która szybko zyskała zwolenników w regionie Środkowego Zachodu (ang. Midwest). Republikanie stanowczo opowiadali się przeciwko niewolnictwu, choć początkowo nie nawoływali do zniesienia go w południowych stanach. W wyborach prezydenckich w 1860 r. Republikanie wystawili jako kandydata Abrahama Lincolna (który zresztą wygrał tamto głosowanie). „Północne stany głosowały na Lincolna, zaś południowe – na kandydata demokratycznego. Języczkiem u wagi okazały się więc takie stany jak Ohio”, które nie były jednoznacznie za żadnym z pretendentów , wskazuje Schultz. Jak dodaje, „żaden Republikanin nie wygrał wyborów bez zwycięstwa w Ohio”. Choć samo zjawisko jest właściwie tak stare, jak samo Kolegium Elektorów, to nazwa swing states pojawiła się w amerykańskim słowniku wyborczym dużo później, a mianowicie w 1936 r. Termin ten został po raz pierwszy użyty przez „New York Timesa” w kontekście walki Franklina Delano Roosevelta o głosy w zachodnich stanach. Mimo to ogromne zainteresowanie mediów sytuacją w swing states przyszło dopiero wraz z XXI wiekiem. Jakie czynniki wpływają na kształtowanie się swing states? Jedną z przyczyn występowania „wahających się” stanów jest migracja wewnętrzna. Choć jest to duże uproszczenie, to miejscy wyborcy na ogół częściej popierają Demokratów, zaś mieszkańcy terenów wiejskich chętniej opowiadają się za kandydatami republikańskimi. Wraz z migracją, np. przenoszeniem się mieszkańców miast do mniejszych ośrodków, preferencje w danych stanach się zmieniają. Inny czynnik to proces pogłębiania się różnic ideologicznych pomiędzy dwiema partiami, który rozpoczął się ok. 2000 r. „Do końca lat 80. można było zaobserwować sporą liczbę liberalnych Republikanów na północy kraju, jak również konserwatywnych Demokratów w stanach południowych”, mówi Hudak. „Pogłębiając się przepaść ideologiczna między partiami może mieć wpływ na to, czy dany stan pozostanie niezdecydowany”, wyjaśnia. Duży wpływ na wyniki wyborów mają stany zamieszkiwane w większości przez wyborców o umiarkowanych poglądach. Tam różnice w poparciu dla Republikanów i Demokratów są dużo mniejsze, a co za tym idzie, znacznie trudniej jest przewidzieć, za kim opowiedzą się te stany w danych wyborach. Hudak jako przykłady wskazuje Maine i New Hampshire, gdzie jak zaznacza, „występuje spora przewaga wyborców umiarkowanych i myślących niezależnie”. „To właśnie ci wyborcy napędzają rywalizację między obiema partiami”, podkreśla. Eksperci są zgodni, że w tegorocznych wyborach niezdecydowanych stanów będzie wyjątkowo dużo. Jako tegoroczne swing states wskazuje się aż 14 stanów Arizonę, Florydę, Georgię, Iowę, Maine, Michigan, Minnesotę, Nebraskę, Nevadę, New Hampshire, Karolinę Północną, Ohio, Pensylwanię, Teksas i Wisconsin. Poniżej prezentujemy najważniejsze swing states w wyborach prezydenckich w USA w 2020 r.
Ustawa nowelizująca Kodeks wyborczy została uchwalona w dn. 26 stycznia 2023 r. i została przekazana Marszałkowi Senatu 30 stycznia 2023 r. W świetle art. 121 ust. 2 Konstytucji RP, proces legislacyjny w Senacie musi się zakończyć do 1 marca 2023 r. włącznie. Prezydent RP musi wydać postanowienie o zarządzeniu wyborów do Sejmu i
Wybory prezydenckie w USA: jak to działa?Wybory prezydenckie w USA przebiegają nieco inaczej niż w Polsce. W Stanach Zjednoczonych wybory na prezydenta składają się z dwóch etapów: najpierw obywatele oddają głos na swojego kandydata na prezydenta, a następnie elektorzy (electors) wytypowani z każdego stanu głosują na prezydenta. Taki system głosowania nazywa się w USA Kolegium Elektorów (Electoral College).Czym jest Kolegium Elektorów?Kolegium Elektorów to organ, który ostatecznie wybiera prezydenta i wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych. W jego skład wchodzą elektorzy reprezentujący każdy ze stanów. Elektorami zostają osoby wybrane przez powszechne głosowanie przeprowadzane w każdym stanie. Listy kandydatów na elektorów składają się z osób wybranych przez partie. Zwykle są to osoby, które popierają daną pierwszym etapie wyborów prezydenckich obywatele głosują na swojego kandydata na prezydenta, ale po podliczeniu głosów nie zostaje wybrany prezydent, tylko właśnie elektorzy. W większości stanów (oprócz Maine oraz Nebraski) do Kolegium Elektorów zostają wybrani elektorzy kandydata, który uzyskał najwięcej głosów w danym stanie. Oznacza to, że np. w Kalifornii zostaną wybrani elektorzy faworyzowani przez kandydata, który wygrał w głosowaniu powszechnym w całym stanie Kaliforni. W Maine oraz Nebrasce elektorzy są wybierani proporcjonalnie do zdobytych głosów. Dwóch elektorów jest wybieranych tak, jak w pozostałych stanach – czyli na podstawie większości głosów otrzymanych przez kandydata w całym stanie. Natomiast pozostali zostają wybrani na podstawie większości głosów zdobytych w poszczególnych okręgach wyborczych (Congressional district). Ilość elektorów reprezentujących poszczególne stany zależy od zaludnienia danego stanu (najwięcej elektorów ma Kalifornia – 55; najmniej bo po trzech elektorów ma Alaska).Po wyznaczeniu wszystkich elektorów odbywa się drugi etap wyborów. W czasie tego etapu wyborów, elektorzy oddają swoje głosy na wybranego kandydata. Elektorzy nie są zobowiązani do głosowania tak, jak głosowali mieszkańcy stanu który reprezentują, chociaż zazwyczaj tak robią. Następnie, właśnie na podstawie ich głosów zostaje wybrany prezydent oraz wiceprezydent Stanów Zjednoczonych. Aby kandydat został wybrany na prezydenta potrzebuje większości głosów, przynajmniej 270 z 538 elektorów musi więc na niego Donald Trump wygrał wybory w 2016 mimo że Hillary Clinton miała więcej głosów?Z powodu systemu głosowania jaki obowiązuje podczas wyborów prezydenckich w USA, prezydent zostaje wybrany przez elektorów, a nie większość obywateli. Oznacza to, że kandydat na prezydenta, który ma więcej elektorów wygrywa wybory. Hillary Clinton zdobyła poparcie w większych miastach, dlatego miała więcej głosów. Jednak te głosy były skoncentrowane w kilku stanach. Natomiast Donald Trump zdobył poparcie w mniej zaludnionych stanach, dlatego otrzymał mniej głosów. Jednak to poparcie zdobył w większej liczbie stanów, co spowodowało że otrzymał więcej elektorów. Dlatego choć Hillary Clinton dostała więcej głosów, to miała mniejszą ilość elektorów, którzy głosowali na nią w Kolegium gdzie wygrał kandydat, który zdobył więcej głosów w Kolegium Elektorów mimo większej popularności w wyborach powszechnych, miała miejsce już cztery razy w historii Stanów Zjednoczonych. W 2016 roku (Trump v Hillary Clinton), 2000 (GW Bush vs Gore), 1888 (Harrison v Cleveland), 1876 (Hayes v Tilden). A jeden raz w 1824 roku mimo wygrania wyborów w głosowaniu powszechnym ORAZ zdobyciu większej liczby głosów w Kolegium Elektorów, Adams został wybrany na prezydenta przez Izbę Reprezentantów zamiast Jacksona. Stało się tak, ponieważ żaden z kandydatów nie zdobył wymaganego minimum 270 polityczne w USASystem polityczny Stanów Zjednoczonych charakteryzuje się dwupartyjnością (two-party system). Nie oznacza to jednak, że w USA są tylko dwie partie, a raczej że są dwie główne partie, które mają największe poparcie i władzę. Od połowy XIX wieku te partie to Partia Demokratyczna (Democratic Party) oraz Partia Republikańska (Republican Party).Partia DemokratycznaKolor partii:niebieski (blue)Symbol partii:osioł (donkey)Data założenia:8 stycznia 1828Członkowie Partii Demokratycznej są często nazywani lewicą (the Left), liberałami (liberals) czy zwolennikami postępu (progressives). Sztandarową ideą partii jest socjalna i ekonomiczna równość. Główny kolor partii to niebieski, dlatego stany które zwykle głosują na tę partię są nazywane blue RepublikańskaKolor partii:czerwony (red)Symbol partii:słoń (elephant)Data założenia:20 marca 1854Członkowie Partii Republikańskiej są często nazywani prawicą (the Right) i konserwatystami (conservatives). Sama partia jest znana jako GOP, czyli Grand Old Party. Główna filozofia partii opiera się na socjalnej i ekonomicznej niezależności oraz na kapitalistycznym ustroju gospodarczy. Kolorem partii jest kolor czerwony, a stany w których najwięcej osób głosuje na Partię Republikańską są nazywane red blue state – stan, którego mieszkańcy zwykle głosują na Partię Demokratycznąthe conservative party – konserwatywna partiathe liberal party – liberalna partiaa party leader – szef partiia party member – członek partiia purple state – stan, którego mieszkańcy są podzieleni, a wynik głosowania może być zarówno na korzyść Partii Demokratycznej, jak i Partii Republikańskiej; inna nazwa to a swing statea red state – stan, którego mieszkańcy zwykle głosują na Partię Republikańskąa swing state – stan, którego mieszkańcy są podzieleni, a wynik głosowania może być zarówno na korzyść Partii Demokratycznej, jak i Partii Republikańskiej; inna nazwa to a purple statea two-party system – system dwupartyjnyWięcej o partiach politycznych w USA można przeczytać w artykule Demokraci kontra prezydenckie w USA: podstawowe słownictwoPowszechne wybory prezydenckie w USA odbywają się w pierwszych wtorek po 1 listopada. Natomiast drugi etap wyborów, głosowanie elektorów, odbywa się w pierwszy poniedziałek po 12 ballot (AmE) – oddanie głosu korespondencyjnea ballot – karta do głosowaniaa ballot box – urna do głosowaniaa campaign – kampaniaa candidate – kandydata caucus – spotkanie członków partiia closed primary – prawybory dla członków partiia constituent – wyborca z danego regionua debate – debataan election campaign – kampania wyborczaelection day (AmE) – dzień wyborówan election poll – sondaż wyborczyelectorate – elektoratan exit poll – sondaż prowadzony w dniu wyborówa front runner – faworyta general election – wybory powszechnegerrymandering – manipulowanie granicami okręgów wyborczycha high voter turnout – wysoka frekwencja wyborczaan inauguration – inauguracjaan incumbent – osoba piastująca urządan independent candidate – kandydat nie należący do jednej z dwóch najważniejszych partiian independent voter – wyborca nie związany z żadną partiąa low voter turnout – niska frekwencja wyborczamail-in voting – głosowanie korespondencyjnethe majority – większośćthe minority – mniejszośćnegative ads – negatywne reklamy skierowane w politycznych przeciwnikównonpartisan – osoba nie związana z żadną partiąOctober surprise – wiadomość, która wpływa na wybory prezydenckie w ostatnich tygodniach kampaniian open primary – powszechne prawyboryan opinion poll – sondaż opinii publiczneja partisan – zwolennika policy wonk – ekspert w temacie politykia political party – partia politycznaa poll – sondaża pollster – ankietera presidential candidate – kandydat na prezydentaa presidential election – wybory prezydenckiea primary election – wybory wstępnesuffrage rights – prawo do głosowaniaSuper Tuesday – dzień prawyborów w Stanach Zjednoczonycha term – kadencjaa third-party candidate – kandydat nie należący do jednej z dwóch najważniejszych partiia vice president – wiceprezydenta vote – głosvote tally – rejestr głosówvoting age – wiek pozwalający głosowaća voting booth (AmE) – kabina do głosowaniaWybory prezydenckie w USA 2020W 2020 roku do wyborów prezydenckich stanęli Joe Biden oraz Donald Trump. Kandydatem Partii Demokratycznej był Joe Biden, natomiast Donald Trump był kandydatem Partii Republikańskiej. Ostatecznie wybory wygrał Joe Biden, który uzyskał wystarczającą ilość głosów elektorskich. Nowy prezydent rozpocznie swoją kadencję po zaprzysiężeniu, które odbędzie się w styczniu 2021 campaign – prowadzić kampanięto cast a vote – oddać głosto cast your ballot – oddać swój głosto debate – prowadzić debatęto defeat – pokonaćto elect – wybieraćto lose the election – przegrać wyboryto nominate – nominowaćto register – rejestrowaćto run for president – startować w wyborach na prezydentato tally the votes – liczyć głosyto vote for – głosować nato win the election – wygrać wyboryto win the popular vote – wygrać powszechne głosowanieWybory prezydenckie w USA: kandydaciOto lista kandydatów na prezydentów dwóch głównych partii amerykańskich. Lista jest ustawiona od najnowszych po pierwszych kandydatów wystawionych od momentu, gdy obydwie partie zostały utworzone. Od założenia Partia Demokratyczna miała 14 prezydentów, natomiast Partia Republikańska miała 19 prezydentów. Ta lista nie uwzględnia jednak prezydenta Chestera Alana Arthura – poprzednio wiceprezydenta, który przejął władzę po śmierci ówczesnego prezydenta Jamesa A. Garfielda, ani żadnych prezydentów demokratycznych wybranych przed założeniem Partii kandydatów na prezydenta Partii Republikańskiej oraz Partii DemokratycznejRepublican PartyDemocratic PartyRokDonald TrumpJoe Biden2020Donald TrumpHillary Clinton2016Mitt RomneyBarack Obama2012John McCainBarack Obama2008George W. BushJohn Kerry2004George W. BushAl Gore2000Bob DoleBill Clinton1996George H. W. BushBill Clinton1992George H. W. BushMichael Dukakis1988Ronald ReaganWalter Mondale1984Ronald ReaganJimmy Carter1980Gerald FordJimmy Carter1976Richard NixonGeorge McGovern1972Richard NixonHubert Humphrey1968Barry GoldwaterLyndon B. Johnson1964Richard NixonJohn F. Kennedy1960Dwight D. EisenhowerAdlai Stevenson1956Dwight D. EisenhowerAdlai Stevenson1952Thomas E. DeweyHarry S. Truman1948Thomas E. DeweyFranklin D. Roosevelt1944Wendell WillkieFranklin D. Roosevelt1940Alf LandonFranklin D. Roosevelt1936Herbert HooverFranklin D. Roosevelt1932Herbert HooverAl Smith1928Calvin CoolidgeJohn W. Davis1924Warren G. HardingJames M. Cox1920Charles Evans HughesWoodrow Wilson1916William Howard TaftWoodrow Wilson1912William Howard TaftWilliam Jennings Bryan1908Theodore RooseveltAlton B. Parker1904William McKinleyWilliam Jennings Bryan1900William McKinleyWilliam Jennings Bryan1896Benjamin HarrisonGrover Cleveland1892Benjamin HarrisonGrover Cleveland1888James G. BlaineGrover Cleveland1884James A. GarfieldWinfield Scott Hancock1880Rutherford B. HayesSamuel J. Tilden1876Ulysses S. GrantHorace Greeley1872Ulysses S. GrantHoratio Seymour1868Abraham LincolnGeorge B. McClellan1864Abraham LincolnStephen A. Douglas1860John C. FrémontJames Buchanan1856Dlaczego Roosevelt był prezydentem przez aż 4 kadencje?Franklin D. Roosevelt był pierwszym i będzie ostatnim prezydentem, który został wybrany na cztery kadencje. Jego zwycięska passa była spowodowana w dużej mierze sytuacją w jakiej znajdowały się Stany Zjednoczone w czasie kiedy odbywały się wybory. W latach trzydziestych XX wieku, USA było w Wielkim Kryzysie (The Great Depression). A potem na świecie rozpętała się II Wojna Światowa (World War II). W tamtych czasach Stany Zjednoczone potrzebowały stabilizacji, którą oferował Roosevelt. Jednak po jego śmierci przegłosowano ustawę ograniczającą liczbę kadencji prezydenckich do dwóch. Miało to zapobiec nadużywaniu władzy przez osobę, która miała możliwość przejęcia władzy na wiele lat – np. cztery kadencje to 16 lat jako głowa państwa. Jednakże Roosevelt nigdy nie rządził przez tyle lat, gdyż zmarł w 1945 roku, krótko po rozpoczęciu swojej czwartej sytuacje podczas wyborów w USAW 1824 roku, John Quincy Adams został wybrany na prezydenta przez Izbę Reprezentantów (House of Representatives) mimo że jego przeciwnik Andrew Jackson nie tylko zdobył więcej głosów w głosowaniu powszechnym oraz w Electoral College. Ponieważ żaden z kandydatów nie zdobył wymagającej liczby głosów w Kolegium Elektorów, decyzja o tym, kto zostanie prezydentem przypadła Izbie w USADowiedz się więcej o Stanach Zjednoczonych czytając artykuł Stany w USA poświęcony 13 stanom, które pierwsze połączyły się by utworzyć USA.
Chęć oddania głosu na tę koalicję deklaruje 37 proc. badanych (1 punkt procentowy więcej niż w badaniu sprzed niespełna tygodnia). Najnowszy sondaż wyborczy. Lewica wyprzedziła Konfederację
Proces wyborczy przed wyborami prezydenckimi w USA – debaty w cieniu pandemii. Szanse kandydatówMaria Nowakowska6 listopada 2020 Analizy stdProces wyborczy przed wyborami prezydenckimi w USA – debaty w cieniu pandemii. Szanse kandydatówOpracowała: Maria Nowakowska[1], wybory prezydenckie są 59. w historii USA. Kampania trwa już półtora roku. Kandydatami na prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki są Donald Trump z partii republikańskiej oraz Joe Biden z partii Trump jest amerykańskim przedsiębiorcą. Posiada międzynarodową sieć hoteli ,,Trump International Hotel and Tower”[2]. W trakcie kampanii zapowiedział że jeśli wygra, zapewni każdemu obywatelowi możliwość darmowego leczenia COVID-19[3], a także kolejne obniżki podatków. Popiera karę śmierci i prawo do posiadania broni, jest przeciwny aborcji. W sprawie gospodarki cieszy się większym poparciem obywateli niż drugi kandydat. Joe Biden przez osiem lat był wiceprezydentem za rządów Baraka Obamy. Podczas swojej kadencji pozyskał miano „prawdziwego przedstawiciela demokracji”. Obecnie zapowiada cofnięcie cięć podatkowych Trumpa. „Joe Biden chce przeznaczyć 400 mld dol. na federalne zakupy amerykańskich produktów, a kolejne 300 mld dol. na badania i rozwój. „Washington Post” nazywa jego propozycję „rodzajem gospodarczego nacjonalizmu” i wyzwaniem wobec agendy prezydenta Donalda Trumpa. Jest przeciwny karze śmierci, popiera wyrok Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych w sprawie Roe versus Wade, iż prawo do aborcji jest „fundamentalnym prawem konstytucyjnym” każdej kobiety. W kwestiach rasowych Amerykanie uważają, że Biden byłby lepszym przywódcą niż Trump[4].Zdjęcie 1. Demonstracja w Waszyngtonie. Fot. Krzysztof DanielewiczObaj kandydaci w obecnej sytuacji pandemii prowadzili swoje kampanie w sposób bardzo zróżnicowany. Donald Trump przez cały czas bagatelizował sprawę związaną z COVID-19, organizował wiece i dopiero niecały miesiąc przed wyborami został odizolowany w Białym Domu z powodu koronawirusa, którym zakazili się jego współpracownicy. Trump zachorował i na trzy dni trafił do szpitala. Natomiast jego rywal obrał inną strategię: swoją kampanię prowadził głównie online, udzielał wywiadów i kontaktował się z wyborcami i współpracownikami ze swojego domu[5].Przeprowadzane debaty w tym roku miały zupełnie inny wymiar niż dotychczas. Z powodów pandemii koronawirusa został ograniczony kontakt osobisty. Kandydaci w tym roku nie podali sobie rąk. Pierwsza debata została nazwana jedną z najbardziej chaotycznych w historii. Kandydaci walczący o Biały Dom, przerywali sobie wzajemnie, spierali się w kwestii napięć społecznych oraz reakcji państwa na pandemię[6]. Druga, a tym samym ostatnia debata została podzielona na sześć 15-minutowych segmentów, mikrofony kandydatów były wyciszane, żeby nie przerywali sobie wzajemnie. Omawiane były tematy: walka z COVID-19, amerykańska rodzina, kwestie rasowe w USA, zmiany klimatyczne, bezpieczeństwo narodowe i przywództwo. Pandemia nie tylko zmieniła debaty, ale również dała możliwość wcześniejszego głosowania. Amerykanie mogą oddać głos korespondencyjnie – po otrzymaniu karty do głosowania mogą wysłać ją przed 3 listopada pocztą lub oddać w specjalnych punktach[7].Co, jeśli wygra Trump?Konsekwencje w EuropieJak donosi magazyn „New York Times”, europejscy analitycy i dyplomaci doszli do konsensusu, że reelekcja obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych wiąże się z drastyczną i potencjalnie trwałą zmianą w sprawach globalnych na całym świecie, na którą Europa jest nieprzygotowana. Sekretarz stanu Mike Pompeo, który został wysłany do Europejczyków z poleceniem uzyskania poparcia amerykańskiego przywództwa, napotkał się jednak na konferencji z brakiem jasnych deklaracji. Obawy Europy są tym większe, że Stany Zjednoczone mogą chcieć wycofać się z sojuszu NATO, który utrzymuje pokój w Europie od ponad 70 lat. Jednakże, jak zauważa „New York Times”, nie wszyscy w Europie są niezadowoleni z możliwej ponownej kadencji Donalda Trumpa. Jego najpewniejszymi i najsilniejszymi zwolennikami są mieszkańcy Europy Środkowej, którzy byli pod okupacją ZSRR[8].Zdjęcie 2. Widok na Trump International Hotel w Waszyngtonie. Fot. Krzysztof DanielewiczKonsekwencje dla PolskiJako Polacy powinniśmy spodziewać się dobrych relacji w sprawach wojskowych. W kontekście rozwoju militarnego tych aspektach druga kadencja Donalda Trumpa będzie dla nas bardzo korzystna. Jak podaje tygodnik „Polityka”, powinniśmy jednak zastanowić się nad kwestiami praw człowieka – chodzi o wolności mediów. Polityka zagraniczna przy ponownym wyborze na prezydenta jest bardzo ważna, staje się priorytetem. Utrzymanie dobrych stosunków międzynarodowych będzie kluczowe dla D. Trumpa, arena międzynarodowa daje wiele możliwości na obustronny rozwój, dla Europy, Stanów Zjednoczonych – a w tym szczególnym przypadku, dla Polski[9] .Zdjęcie 3. Ambasada RP w Waszyngtonie. Fot. Krzysztof DanielewiczCo, jeżeli wygra Biden?Konsekwencje dla świata, Europy i PolskiJak podaje „The Atlantic”, jeżeli Joe Biden wygra wybory i zostanie zaprzysiężony na prezydenta Stanów Zjednoczonych w 2020 r., stanie przed ogromną odpowiedzialnością. Będzie bowiem zobowiązany do odbudowania i zmiany Stanów Zjednoczonych według swojej wizji państwa po rządach Donalda Trumpa. Od lat republikanie i demokraci uważają, że rząd Stanów Zjednoczonych wymaga naprawy – republikanie twierdzą, że rząd jest nieefektywny, nieobliczalny. Jeżeli pandemia zostanie pokonana w najbliższym czasie, to Biden będzie musiał wykazać się mistrzowskim przeanalizowaniem sytuacji politycznej, wewnętrznej oraz uzupełnić dziury w budżecie po wielkim kryzysie, który nastał przez COVID-19[10]. Europa widzi w Joe Bidenie kandydata, który będzie w stanie wziąć odpowiedzialność na swoje barki i naprawić relacje międzynarodowe Stanów Zjednoczonych oraz zaprowadzić stabilizację, którą naruszył obecny prezydent. Współpracownicy Bidena często odnoszą się do Polski i o Polsce w swoich wystąpieniach. Jak podaje „Polityka”, Mike Carpenter stara się uspokoić niepokój Polaków, nawołuje do zastanowienia się nad kwestiami równouprawnienia, praworządności, sądownictwa i wolności mediów. Od strony bezpieczeństwa i obrony Mike Carpenter w imieniu Joe Bidena zapowiada kontynuację, nie wyklucza także ich Biden prowadził w sondażach[11]. W wyborach na prezydenta USA ważne jest jednak to, jak kształtuje się ich poparcie na poziomie stanów. Każdy kandydat dysponuje określoną liczbą głosów w tzw. Kolegium Elektorskim, gdzie dokonuje się faktyczny wybór prezydenta. Jest więc możliwe, że w skali kraju dany kandydat otrzyma więcej głosów obywateli, ale rozłożą się one w stanach w ten sposób, że otrzyma mniej głosów elektorskich, a co za tym idzie, przegra wybory[12].[1] Materiał opracowany we współpracy ze studentami kierunku Analityka Bezpieczeństwa Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Gnieźnie.[2] Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych w 2020 roku,,,Wikipedia”, ( E. Kolecka, Wybory w USA. Donald Trump obiecuje Amerykanom bezpłatne leczenie COVID-19,,,o2”, oraz ( I. Maj, Trump kontra Biden. Jakie programy mają kandydaci na prezydenta USA?,,,Radio Zet” ( M. Bellon, To będą najdziwniejsze wybory prezydenckie we współczesnej historii USA,,,Business Insider”, ( Trump kontra Biden: Debata bez podania ręki. Przez epidemię,,,Rzeczpospolita”, ( Debata Trump-Biden: Kandydatom będą wyłączane mikrofony,,,Rzeczpospolita”, ( S. Erlanger, What if Trump Wins? Europeans Fear a More Permament Shift Against Them, „New York Times”, ( M. Świerczyński, Trump czy Biden? Co z tego wyniknie dla świata i Polski?, „ ( T. Wright, If Biden Wins, He’ll Have to Put The World Back Together, „The Atlantic”, ( Wybory 2020 w USA. Jakie szanse po debacie ma Joe Biden? Sondaż dla BBC ,,o2″, M. Kucharczyk, Trump odrabia część strat w sondażach, ale nadal dużo mu brakuje,
Ugrupowania wchodzące w skład każdej koalicji zawierają taktyczne porozumienia, które pozwalają na zdobycie jak największej liczby mandatów w poszczególnych okręgach. W wyborach do francuskiego Zgromadzenia Narodowego obowiązuje system większościowy, a proces wyborczy odbywa się w jednomandatowych okręgach wyborczych.
dr Karol Chwedczuk-Szulc*, politolog, Uniwersytet Wrocławski: Tę próbę podejmuje Allan Lichtman, amerykański badacz, który konsekwentnie ignoruje badania opinii publicznej. Ale od 1981 roku nie pomylił się w swoich szacunkach ani razu! Co prawda w 2016 roku dopiero w październiku, czyli na miesiąc przed wyborami, jednoznacznie orzekł, że wybory wygra Donald Trump, ale to i tak świadczy o nim dobrze. Wówczas wszystkie sondaże dawały coraz większą przewagę Hillary Clinton. [...] Lichtman wspólnie z geofizykiem matematycznym i sejsmologiem Vladimirem Keilis-Borokiem przeanalizował wybory od 1860 do 1980 roku. I na tej podstawie wyodrębnił trzynaście zagadnień, wśród których najważniejsze to kwestie ekonomiczne. Więcej o tym przeczytać można tutaj. [...] Postawił pan też mocną tezę, że Stany Zjednoczone są na krawędzi wojny domowej. Biali komentatorzy w Stanach wciąż piszą dość ostrożnie na ten temat. [...] Przypomina mi się historia pewnego czarnoskórego członka rady hrabstwa w stanie Maryland, który sprawował swój mandat od dwunastu lat. W ramach kampanii wyborczej odwiedzał wyborców w swoim okręgu, którzy najprawdopodobniej na niego głosowali. Warto dodać, że był to bastion liberalnych demokratów. I ci biali demokratyczni wyborcy trzykrotnie wzywali policję, bo obecność czarnoskórego mężczyzny na ich podjeździe ich niepokoiła. [...] Co jeszcze decyduje o tym, kto ma większe szanse na zwycięstwo? Osiągnięcia i klęski w polityce zagranicznej – w przypadku Trumpa Lichtman udziela odpowiedzi mieszanej: nie ma ani sukcesu, ani klęski. Normalizacja stosunków dyplomatycznych Izraela i Zjednoczonych Emiratów Arabskich raczej takim sukcesem nie jest. Dlaczego? Bo ZEA stało się celem zabiegów USA z braku szans przyciągnięcia innych graczy, jak chociażby Arabii Saudyjskiej. Dominuje pogląd, że za kadencji obecnego prezydenta USA pożegnały się z rolą światowego przywódcy. Jakie to ma znaczenie dla amerykańskich wyborców? Donald Trump doprowadził do ruiny wizerunek Stanów Zjednoczonych w polityce międzynarodowej. Najlepszym tego symbolem jest fakt, że podczas Światowego Forum Ekonomicznego w Davos przywódca komunistycznego państwa Xi Jinping bronił liberalnej globalizacji, a Trump i jego eksperci i doradcy od spraw zagranicznych, swoją drogą ciągle zmieniani, nie zaproponowali żadnej konkretnej polityki. [...] Biden ma już swoje lata. Ameryka demograficznie się zmienia. To chyba ostatnie takie wybory? Na dłuższą metę demokraci muszą wybrać inną strategię. Przyszłość jest jedna – za dziesięć, piętnaście lat Partia Demokratyczna nie będzie w stanie wygrywać wyborów, jeżeli nie zrobi tego, co powinna zrobić obecna opozycja w Polsce. Co konkretnie? Nie walczyć o głosy wyborców PiS, tylko o owe ponad 30 proc. niegłosujących w ogóle. Dziś w USA demokraci nie idą tą drogą, oprócz Ocasio-Cortez, która zwyciężyła w starciu z białym, podstarzałym mężczyzną w Nowym Jorku. Zgoda, republikanie i tak na tym terenie nie mieli większych szans, ale Ocasio-Cortez pokonała kogoś, kto de facto mógłby być z powodzeniem liberalnym członkiem Partii Republikańskiej. Zwyciężyła głosami mniejszości i młodych lewicowych białych wyborców. Czym Trump kupił Amerykanów? Zwróceniem uwagi na to, na co w Polsce zwróciło uwagę PiS – że istnieją koszty globalizacji. Na Trumpa zagłosowali sfrustrowani biali hillbilly [ang. „wieśniaki” – red.], którzy potracili pracę, bo produkcja przeniosła się do Chin. A to, że zbiednieli i znaleźli się na marginesie, nikogo w Stanach nie wzruszyło. Z dnia na dzień doświadczyli losu tysięcy czarnoskórych współobywateli – warunki życia stały się dla nich tak samo złe jak wcześniej były dla Afroamerykanów. Czytaj całość: 13 kluczy do Białego Domu
Gorący weekend wyborczy. W nadchodzący weekend zjazdy sprawozdawczo-wyborcze odbędą się w sześciu kolejnych izbach aptekarskich. Wśród nich będą też trzy największe izby w Polsce (Wielkopolska, Śląska i OIA w Warszawie): Śląska OIA – 24-26 listopada 2023 r. Lubuska OIA – 25-26 listopada 2023 r. Opolska OIA – 25 listopada
Hakerzy ingerowali w proces wyborczy USA? Eksperci odpowiadają Amerykański system oddawania głosów ma słabe punkty, które, choć wydaje się to mało prawdopodobne, mogą zostać wykorzystane przez hakerów do zmanipulowania wyników wyborów prezydenckich - oceniają eksperci ds. bezpieczeństwa cybernetycznego. Cyberbezpieczeństwo stało się jednym z ważniejszych tematów kampanii wyborczej poprzedzającej wtorkowe głosowanie. Szczególnie Demokraci wykorzystywali temat "rosyjskich hakerów" do ataków na kandydata Partii Republikańskiej Donalda Trumpa, który zdaniem jego konkurentki, Hillary Clinton, był beneficjentem działań Rosjan w cyberprzestrzeni. Sam Trump mówił też o możliwości "ustawienia" wyborów. Wielu komentatorów wyrażało obawy, że hakerzy mogą próbować wpłynąć na wynik samego głosowania albo próbować zakłócić przebieg elekcji. "Po jednych z najbardziej kontrowersyjnych wyborów prezydenckich z 2000 roku, kiedy zaistniały problemy z liczeniem głosów, Amerykanie bardzo intensywnie zaczęli stosować elektroniczne systemy do głosowania. Jednak niestety systemy te nie zawsze są w pełni zabezpieczone i dziś mogą stać się najbardziej newralgicznym elementem wyborów. Przestarzałe systemy, często niewystarczająco zabezpieczone, mogą paść ofiarą cyberataków, co w konsekwencji może doprowadzić do manipulacji wynikami wyborów. Nie wszędzie w USA stosuje się papierowe zabezpieczenie głosów. Przy niewielkiej różnicy między kandydatami, na którą się zanosi, może to mieć kolosalne konsekwencje" – powiedziała ekspertka ds. cyberbezpieczeństwa Instytutu Kościuszki Joanna Świątkowska. Jak podawał amerykański tygodnik "Time", powołując się na dane z 2012 roku - prawie 40 mln (ok. 22 proc.) Amerykanów będzie mogło oddać swój głos za pośrednictwem elektronicznych maszyn do głosowania. Według tygodnika wiele z tych urządzeń ma ponad 10 lat i brakuje w nich podstawowych narzędzi do ochrony cybernetycznej. Tylko niecałe 8 proc. z głosujących będzie mogło skorzystać z urządzeń elektronicznych, które drukują papierowe potwierdzenie pokazujące, kogo wyborca poparł. Mimo tego z tych samych danych wynika, że prawie 71 proc. ze wszystkich uprawnionych do głosowania będzie wybierało swego kandydata wypełniając papierowe karty do głosowania - czy to w punktach wyborczych, czy za pośrednictwem poczty. "Mimo że wydaje się to sprzeczne z intuicją, to jednak technologia papierowa dobrze się sprawdza podczas wyborów. (...) Nie można zhakować kartki papieru. Wyborcy zaznaczają swój wybór, mogą go sprawdzić, a potem taki głos jest zbierany i może być ponownie zbadany" - mówiła tygodnikowi "Time" szefowa organizacji monitorującej wybory Zweryfikowane Głosowanie Pamela Smith. Jak podkreśla "Time", jeżeli któraś z tych elektronicznych maszyn zostanie zhakowana lub ulegnie awarii, to pojawi się podstawa do podważenia wyników wyborczych. Najgorsza sytuacja jest w stanach Luizjana, Georgia, Karolina Płd., Delaware i New Jersey - w których najwolniej wprowadzano unowocześnienia w systemie głosowania. Jak dodaje tygodnik, z 750 hrabstw, w których są tylko elektroniczne maszyny do głosowania (bez papierowego potwierdzenia), większość uznawana jest za obszar, na którym popularnością cieszą się Republikanie. Natomiast w większości z ponad 1,9 tys. hrabstw z "papierowym" systemem głosowania wyborcy opowiadają się głównie za Demokratami - dodaje tygodnik. "Paradoksalnie jednak gdy liczba głosów oddanych na obu kandydatów będzie zbliżona, nie musi dojść do realnego ataku, by doprowadzić do chaosu. Wystarczy, że jakiś podmiot zewnętrzny oświadczy, że udało mu się dokonać ataku, lub też przegrany kandydat zasugeruje, że wybory zostały zhakowane, a wynik będzie nieważny. Informacja taka szybko może zostać rozpowszechniona, a w ślad za tym pójdzie mobilizacja na portalach społecznościowych i w konsekwencji wyniki wyborów zostaną podważone, pojawią się groźby ich nieuznania. To bardzo realny scenariusz i polityczna amunicja, która może być wykorzystana przez różne podmioty" - dodała Świątkowska. Wymieniając potencjalnych agresorów, wskazała na "siły zewnętrzne, których celem jest destabilizacja wewnętrzna USA, obniżenie jej pozycji międzynarodowej (przez zdyskredytowanie lidera), a szerzej podważenie wartości demokratycznych". Ekspertka Instytutu Kościuszki dodała, że taka sytuacja może być też wykorzystana przez kandydata, który przegra wybory i "nie będzie chciał dopuścić do wygranej przeciwnika, będzie dążył do obniżenia jego legitymizacji społecznej". "Jest to scenariusz, który może się ziścić, szczególnie że wątki związane z cyberbezpieczeństwem przenikały całą kampanię i przez obie strony, zarówno przez Hillary Clinton, jak i przez Donalda Trumpa były wykorzystywane do walki politycznej. Teraz ta taktyka może okazać się bronią obosieczną – przy niskiej przewadze ktokolwiek wygra, nie może czuć się pewnie. Wątek cyberbezpieczeństwa może powrócić i zagrać główną rolę w ostatnim akcie wyborczym" - dodała rozmówczyni. "Time" podkreśla jednak, że żaden ze stanów nie korzysta z maszyn do głosowania, które są podłączone bezpośrednio do internetu. Jednak amerykański Instytut dla Infrastruktury Krytycznej zwraca uwagę, że mając bezpośredni dostęp do tych urządzeń, można z łatwością wgrać im nowe oprogramowanie, które zmieni sposób liczenia głosów lub sposób, w jaki będą grupowane w tabelach. Eksperci zwracają też uwagę na inne słabe punkty, takie jak sieci cyfrowe, przez które przesyłane są wyniki z różnych okręgów - mówił ekspert ds. bezpieczeństwa w firmie Cylance Malcolm Harkins. - Jeżeli spojrzeć na wiele z tych problemów, można powiedzieć o małym prawdopodobieństwie (ataku), ale też o poważnych konsekwencjach. Dlatego jeżeli powstaje pytanie „Czy to możliwe?”, odpowiedź brzmi: ”Zdecydowanie tak”- podkreślił. W rozmowie z tygodnikiem "Time" członek amerykańskiej komisji wspierania przy organizacji wyborów (EAC) Tom Hicks zapewniał, że wszelkie zagrożenia są bardzo poważnie traktowane przez władze. Podkreślił jednak, że jednak z perspektywy cyberbezpieczeństwa wtorkowe głosowanie może być mniej podatne na manipulacje niż to miało miejsce w latach 2008 i 2012. "Procedura głosowania jest bezpieczniejsza niż kiedykolwiek" - dodał. Władze USA podejrzewają rosyjskich hakerów o przeprowadzenie ujawnionego w lipcu ataku na Komitet ds. kampanii wyborczych Demokratów (DCCC). Wcześniej ujawniono także ataki na sztab odpowiadający za kampanię demokratycznej kandydatki do Białego Domu Hillary Clinton. W sierpniu podano, że FBI ma dowody, że zagraniczni hakerzy dostali się do baz danych dwóch stanowych systemów wyborczych w USA: w Arizonie i Illinois. W stanie Illinois władze zmuszone były zamknąć system rejestracji wyborców na dziesięć dni pod koniec lipca, gdy wyszło na jaw, że hakerzy ukradli dane nawet 200 tys. osób. W przypadku Arizony atak miał bardziej ograniczony zasięg - złośliwe oprogramowanie hakerów pokonało istniejące zabezpieczenia, ale nie udało im się załadować żadnych danych. W tym samym miesiącu wydział FBI ds. cybernetycznych wydał ostrzeżenie kierowane do osób odpowiedzialnych za przeprowadzenie wyborów o konieczności zwiększenia środków zabezpieczających ich systemy komputerowe Czytaj też: Raport: Najbliższe wybory w USA wygrają hakerzy
.